Kogut i Kazimierz Dolny. Legenda
Jak kogut wygrał z diabłem
Było to dawno, dawno temu, jeszcze w pogańskich czasach, kiedy na Wietrznej
Górze szumiał ogromny, dębowy las. Na jego skraju, miejscowi odprawiali pogańskie praktyki oraz palili ognie, widoczne
nawet z drugiej strony rzeki Wisły.
Kiedyś, przelatywał tędy diabeł i bardzo mu się owe ognie spodobały.
Rankiem, kiedy się rozwidniło i zobaczył tak cudną okolicę, postanowił tu zamieszkać na dłużej, bo okrutnie mu to
wszystko przypadło do diablego serca.
Najbardziej zachwyciły go wąwozy oraz dębowe i modrzewiowe
lasy (bo wtedy rosło na granicznikach dużo modrzewi), więc diabeł poczuł się tu jak w siódmym
piekle, oczywiście!
Zamieszkał w dębowym lesie, w jamie wąwozu. Z czasem miał coraz
więcej roboty, bo leżące u stóp Wietrznej Góry miasteczko zaludniało się coraz bardziej, więc było
kogo kusić. Kiedy pobudowano klasztor zmienił lokum - wylazł, acz bardzo niechętnie, z wąwozu i
zamieszkał na dnie klasztornej fosy.
Pewnego dnia zobaczył w miasteczku pięknego, tłustego,
zadowolonego z życia kazimierskiego koguta - złapał go i zjadł ze smakiem. I wtedy przepadł z kretesem!
Kogut tak mu zasmakował, że teraz jadał już tylko koguty,
więc wszystkie w miasteczku, a potem całej okolicy, znalazły się w ogromnym niebezpieczeństwie. Szczególnie
upodobał sobie te czarne (wiadomo, dlaczego - bo w jego ulubionym diabelskim kolorze), z czerwonymi strojnymi grzebieniami.
Przyszedł jednak czas, gdy w całej okolicy został jeden
jedyny - ostatni kogut. Był czarny, stary, mądry i bardzo sprytny. Postanowił przechytrzyć koguciego
prześladowcę i w upatrzonej wcześniej kryjówce znakomicie się schował, w towarzystwie młodej urokliwej kazimierskiej kury.
Zrobił to tak skutecznie, że nawet diabeł, z całą swoją
diabelską mocą, nie był go w stanie odnaleć, mimo że głodny i zły przetrząsał drewniane kazimierskie zagrody, okoliczne lasy oraz zarośla w całej okolicy. Kogutowi pośpieszyli z pomocą ojcowie reformaci. Dość już mieli diablego tutaj panowania! Poświęcili diablą norę i wszystko wokół.
Kiedy diabeł powrócił z bezowocnych poszukiwań, nie mógł znieść
zapachu święconej wody, więc uciekł szybko, gdzie pieprz rośnie.
Kiedy już wszystko ucichło i nad miasteczkiem wstało wesoło słońce,
ostatni czarny kazimierski kogut wyszedł z ukrycia, aby zbudzić miasteczko donośnym pianiem. Dumnie spacerował
ulicami, strosząc swe piórka.
Wszyscy witali go z uśmiechem. A kogut-bohater dziarsko zabrał się do
odbudowania kurzo-koguciego stadka. Na pamiątkę tego wydarzenia i dla oddania czci jego zdrowemu rozsądkowi oraz sprytowi
w ratowaniu koguciego gatunku, zaczęto w Kazimierzu wypiekać koguty z drożdżowego ciasta. I piecze się je aż do dziś.
Tekst pochodzi z unikalnego przewodnika Joanny Wacławy Niegodzisz "Kazimierz Dolny w 3 dni" Wydawnictwa MUZA SA.
|